*Oczami Vivianny*
Obudziłam się koło 12, przez lekki podmuch marcowego wiatru skuliłam się w kłębek i próbowałam uspokoić dreszcze. Louisa nie było w domu, spał w swoim starym. Chciał wiedzieć, że Harry nic sobie nie zrobi. Wiedziałam, że jest mu ciężko. Stracić najważniejszą osobę w swoim życiu to duży cios. Na ramiona założyłam bluzę Lou i zapięłam pod samą szyję. Schodząc na dół zadzwoniłam do Louisa.
- Hej słońce, już wstałaś ?
- Tak, jak się Harry czuje ? - powiedziałam spokojnym głosem.
- Lepiej nie pytaj - westchnął, nie drążyłam dalej tematu - A jak ty się czujesz ?
- Ja ? A co ma być ze mną ?
- Noo w końcu Lilly to Twoja przyjaciółka, więc pytam.
- Mam żal do niej o to, że mi nic nie powiedziała. Ja bym powiedziała jej o wszystkim, a ona... ehh nie chcę o tym gadać. O której będziesz ?
- Właśnie miałam się zbierać, więc niedługo będę. Kocham Cię.
- Ja ciebie również - uśmiechnęłam się i rozłączyłam. Sobie zrobiłam kawę, a Rose naszykowałam mus jabłkowy. Nagle usłyszałam płacz małej, szybko do niej poszłam i wzięłam na ręce. W duchu błagałam, by nie miała kolki lub czegoś innego. Gdy tylko ją nakarmiłam przestała płakać. Odetchnęłam z ulgą gdy usłyszałam dźwięk otwieranych kluczy.
- Już jestem - usłyszałam delikatny głos mojego chłopaka. Podeszłam do niego i musnęłam jego usta - Chłopcy obiecali, że się nim zajmą.
- Mhmm, Niall będzie z Issy, a Zayn z Van. Taka ich pomoc - zasiadłam na wielkiej kanapie, a obok siebie położyłam Rose - Idziemy gdzieś ?
- Nie mam dzisiaj ochoty - spojrzałam na Louisa ze zdziwioną miną. Lou zawsze był pierwszy do wyjścia na spacer lub do centrum.
- Chyba masz gorączkę - stwierdziłam z uśmiechem. Szatyn nic się nie odezwał, siedział w kuchni nad kubkiem. Podeszłam do niego i pogłaskałam po ramieniu. Spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem i przyciągnął do siebie.
- Nie zrób mi czegoś takiego jak Lilly Harremu.
- Nigdy bym nie wyjechała nie wiadomo gdzie. Nie wiem czym kierowała się Lilly, chyba swoim niedojrzałym rozumem.
- Chcę mieć pewność - szatyn musnął moje usta i dopił łyk płynu - Trzeba pojechać po wyniki.
- Nie chcę mi się, nie mogą wysłać ?
- Ethan też musi być - przewróciłam oczami i poszłam na górę w celu porannej toalety.
Ubrałam się, a oczy podkreśliłam eye-linerem. Lou w tym czasie naszykował Rose i mogliśmy jechać. Korek w stronę szpitala co raz bardziej się dłużył, a ja nie mogłam już usiedzieć w miejscu. Chciałam znać wyniki, choć bałam się najgorszego. Wchodząc znowu do tej umieralni, miałam dreszcze na całym ciele. Nagle poczułam charakterystyczny zapach perfum Ethana. Odwróciłam się i napotkałam jego wzrok. Jego prawie, że czarne tęczówki zabłyszczały, a na twarz wkradł się zadziorny uśmieszek.
- Nadal na mnie lecisz ? - czułam jak Lou łapie mnie za nadgarstek i odciąga od bruneta - Nieważne, idziemy ? Czy będziemy tak stać i się patrzeć na siebie.
- Idź szybciej , to się w czasie przeniesiesz - skomentowałam i poszlismy po wyniki - Dzień Dobry my przyszliśmy po wyniki testów na ojcostwo.
- Nazwiska proszę - powiedziała starsza babka z tapetą na ryju.
- Tomlinson i Bruce.
- Pani doktor, chce jeszcze was widzieć w swoim gabinecie - powiedziała przez nos, plując gdzie popadnie śliną. Skierowaliśmy się do gabinetu, za biurkiem siedziała znowu ta lambadziara.
- Ohh Witam, prosze usiąść - zasiedliśmy na kanapie, a pani doktor na krześle przed nami. Lou objął mnie w tali, więc lekko przesunęłam się w jego stronę biorąc Rose na ręce - Przejdziemy do sedna sprawy. Z wyników wyszło, że... pan Tomlinson jest ojcem dziecka.
- Wiedziałem - szatyn ucałował mnie w kącik ust.
- Tylko jest jedno, ale... - co, jakie ' ale ' czy ta babka sobie żartuje ?! Na serio coś jej powiem - proszę spojrzeć na te wyniki - kobieta pokazała nam trzem dwie kartki, na których były identyczne kreski.
- I co to ma oznaczać ? - spytał się Ethan. No w końcu do czegoś się przydał.
- Są to geny waszych ojców.
- One są... identyczne. Chce pani powiedzieć, że ja i on jesteśmy braćmi ?! - brunet podniósł głos - Ja i ten... pedałek, jesteśmy rodziną ?
- Mów za siebie gnojku, jestem starszy.
- Tylko o rok. Dobra, zapomnijmy o tej całej sprawie. Nie będę się przyznawać, że mam brata i ty też. Okej ?
- Mi to nawet na rękę - odpowiedział z rozbawieniem mój chłopak i wyszliśmy z gabinetu - Teraz może pojedziemy zamówić kawę i jedziemy do reszty ?
- Z wielką chęcią - uśmiechnęłam się szeroko do szatyna i pojechaliśmy do Starbucks. Dawno tam nie byłam, gdy weszliśmy od razu poczułam zapach mielonej kawy. Postawiłam nosidełko z małą na krześle obok i podałam jej butelkę z mlekiem.
- Vivka... A gdybyśmy tak zainwestowali w drugie dziecko ? - zakrztusiłam się i zaczęłam śmiać.
- Serio Louis ? Już jedno daje nam popalić, a co dopiero drugie. Może kiedyś.
- Nie może tylko na pewno - popukałam w głowę i znów zaczęłam śmiać - No co ? Słodko wyglądałaś z takim dużym brzuszkiem.
- Ale tym razem ty ty rodzisz lamusie - w końcu przyszło nasze zamówienie. Zapakowalismy się z powrotem do samochodu i pojechaliśmy pod dom chłopaków.
- Ludzie jesteśmy !
- No wiemy, ze jesteście ludźmi - zachichotał Niall. Każdy wziął swój kubek z kawą, jedynie pozostały dwa.
- Zapomniałam, Lilly już nie - stwierdzilam łamiącym się głosem - Pójdę do Harrego.
- Pójść z Tobą ? - spytał Lou, ale od razu odmówiłam kręcąc głową. Weszłam na górę i zapukałam do pokoju Harrego. Słysząc ciche ' proszę ' delikatnie otowrzyłam drzwi i weszłam do ciemnego pokoju.
- Harry nie możesz całymi dniami siedzieć w pokoju, zobacz jak się zaniedbałeś.
- Lilly mnie nie kocha, ja to wiem.
- Czemu tak sądzisz ?
- Bo wyjechała, zostawiła mnie - loczek schował twarz w poduszkę i znów zalał się łzami. Odstawiłam kubek z kawą na nocny stolik i przytuliłam do Hazzy.
- Proszę Cię Harry, zrób to dla nas. A zwłaszcza dla Lou - chłopak spojrzał na mnie z zdezorientowaną miną - Wiem, że was łączy taka przyjaźń, że nikt nie ma prawa jej zniszczyć. Wiem o Larrym... O wszystkim wiem.
- I nie przeszkadza Ci to ?
- Czasami mi smutno jak mnie obrażają, ale nie mówmy teraz o tym... Kawy ?
- Po proszę - usmiechnął się i podałam mu napój
- To jak zejdziesz ze mną na dół ?
- Muszę ? - loczek posłał mi minę szczeniaczka. Zachichotałam i podałam mu rękę.
- Tylko mina Louisa na mnie działa, przykro mi. I tak, musisz - niespodziewanie Harry przytulił mnie, z lekkim zdziwnieniem odwzajemniłam uścisk - A to za co ?
- Dziękuję - zeszłam z loczkiem na dół, a każdy spojrzał na nas z niedowierzaniem - Louis, masz niesamowitą dziewczynę.
- Haha wieem o tym - posiedzieliśmy u chłopaków parę godzin. Harry znów stał się ' normalny ', nawet zaproponował by gdzieś wyjść. Poszliśmy do parku, jak zwykle. Gdy wróciliśmy do domu moje powieki były strasznie ciężkie, od razu poszłam umyć Rose i położyć ją do łóżeczka. Sama później poszłam wziąć chłodny prysznic i wskoczyłam pod kołdrę od razu zasypiając.
--------
Hello ! xxx
Mamy 68 rozdział ;D
JUŻ NIE DŁUGO 69 huehuehue ;d
Więc, jak widzicie wasze obawy na temat testów były błędne. :D
Ale wszystko dobrze się ułożyło ;-))
CZYTASZ=KOMENTUJESZ ♥
~ Loffki Ells ^^