niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 47.

*Oczami Vivanny*

Po paru minutach byłyśmy w szpitalu. W sali czekał już lekarz, który miał odbierać poród. Została tylko Lilly i po chwili wpadł do niej zdyszany Louis. Na zlecenie doktora Lills i Lou trzymali mnie za nogi gdy ja miałam przeć. Po 30 minutach poczułam wielką ulgę, ale nie słyszałam płaczu dziecka. Łzy zaczęły gromadzić się w moich oczach.
- To już ? - spytałam. Nikt mi nie odpowiedział, obydwoje byli skierowani wzrokiem w stronę pielęgniarek, które coś robiły przy dziecku - Do cholery jasnej co się dzieje ?!
- Chyba... nie żyje - powiedział łamiącym głosem Louis.
- Jak... Jak to nie żyje ? To nie jest prawda !
- Viv jeszcze nic nie wiadomo - uspokajała mnie Lilly. Nie chciałam w to uwierzyć, nie mogłam. Nagle usłyszeliśmy ten piękny dźwięk jakim był płacz małej. Położna szybko zawinęła w kocyk dziecko i mi podała.
- Jest prześliczna - stwierdziła blondynka. W końcu reszta naszych przyjaciół mogła wejść na salę. Liam i Niall zaczęli się wydurniać.
- Tommo tatą ! Tommo tatą !
- Louis postarałeś się - powiedział z uśmiechem Harry - Lilly, a kiedy my się postaramy ?
- Tobie tylko jedno w głowie, ciesz się chwilą ! - wszyscy wybuchnęli śmiechem - W końcu jak będzie mieć na imię ?
- Rosallie Alex - odpowiedziałam z uśmiechem - A i chcielibyśmy z Lou prosić Lilly i Nialla na rodziców chrzestnych.
- No ba ! - odpowiedzieli. Każdy słodził małej i składał mi i Louisowi gratulacje.
- Viv mogę ? - spytał nieśmiało Louis. Podałam delikatnie Rose w ręce chłopaka. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, można było także ujrzeć parę łez spływających po jego policzkach.
- Podobna do Ciebie - stwierdził Zayn. Szatyn dumnie się wypiął i uśmiechnął szeroko.
- Oficjalnie witamy na świecie Rosallie Alex Tomlinson ! - Lilly upamiętniała każdą chwilę. Sama nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Wydanie płyty, przyjście na świat Rose, to wszystko było jednym wielkim snem. Nagle poczułam jak robi mi się słabo . Usłyszałam jak aparatura , do której byłam podłączona zaczęła piszczeć . Pamiętam tylko tyle , że obraz który widziałam zaczął się powoli rozmywać , aż w końcu znikł ...

*Oczami Louisa*

Wszyscy byliśmy wpatrzeni w malutką Rose . Nagle usłyszeliśmy przeraźliwy pisk , aparatury . Każda po kolei wariowała . Lekarze wyprosili naszych przyjaciół z sali , na szczęście ja mogłem zostać . Spojrzałem w stronę łóżka Viv , leżała nie przytomna . Następnie mój wzrok powędrował , na maszynę która wyznaczała tętno serca i ciśnienie . Liczby powoli się pomniejszały . Czułem , jak moje oczy zachodzą łzami , a nogi robią się jak z waty . Maszyna przestała pracować i można było usłyszeć jej ciągły pisk . Wszyscy lekarze zbiegli się wokoło jej łóżka i zaczęli ją reanimować . Stałem bezradnie w miejscu , wszystkiemu się przyglądając . Nie mogli dopuścić do śmierci Vivianny . 
- Siostro , reanimujemy ! 3 , 2 , 1 TERAZ ! - krzyczał lekarz . 
Nic nie poskutkowało . Ponowili próbę . 
- Jeszcze raz . 3 , 2 ,1 TERAZ ! - linia , która wskazywała bicie serca ani drgnęła . 
- Nic już nie zdziałamy . - słowa lekarza , które ciągle brzmiały w moich uszach . 
W tym momencie mój świat się załamał . Łzy bez kontroli spływały po moich policzkach . Nie wiedziałem co się teraz stanie , kiedy nagle ... 
- Mamy ją ! Żyje ! - krzyknęła pielęgniarka . 
Poczułem wielką ulgę . Jeszcze nigdy nie bałem się tak jak teraz . Lekarze podłączyli Viv , do jeszcze większej ilości aparatury , ale to tylko dla jej dobra . 
- Jej stan jest stabilny , może pan być spokojny - powiedział lekarz , po czym wszyscy wyszli z sali . 
- Nawet nie wiesz , co ja tu przed chwilą przeżyłem . - powiedziałem , kiedy podszedłem do łóżka . 
- Przepraszam Louis - powiedziała i złapała moją dłoń . 
Usiadłem na fotelu , który stał przy łóżku i zamykając oczy wtuliłem się w jej dłonie . 
- Louis , obiecaj mi coś . - jej głos , sprowadził mnie na ziemię .
- Słucham skarbie .
- Obiecaj , że już zawsze bez względu na wszystko będziemy razem . - powiedziała , a po jej policzkach popłynęły łzy . 
- Obiecuję kochanie  - wytarłem jej łzy i złożyłem pocałunek na jej ustach . - Obiecuję . 
Pogłaskałem ją po głowie , w końcu zasnęła . Stwierdziłem , ze już dzisiaj na nic się im tutaj nie przydam . W między czasie wysłałem wiadomość do Liama :
Mieliśmy lekkie problemy , ale wszystko już pod kontrolą . Przekaż dziewczynom , żeby się już nie denerwowały . Lou .
Ucałowałem malutką w nosek i wróciłem do domu .

Następnego dnia.

Na reszcie mogłem zabrać swoje księżniczki do domu. Przez całe 5 miesięcy gdy dziewczyny nagrywały płytę, razem z chłopakami wyremontowaliśmy dom od rodziców Vivianny. Dziewczyny także o tym wiedziały. Nie były zadowolone gdy dowiedziały się, że ich przyjaciółka nie będzie już z nimi mieszkać, ale przystały na ta propozycję. Zaparkowałem samochód zaraz pod wejściem szpitala i poszedłem do sali gdzie przebywała dziewczyna.
- O jesteś. Ubrałbyś Rose, a ja poszłabym w tym czasie się ubrać - pocałowałem czarnowłosą w usta.
- Już się robi.
- Tylko nie narób zbędnych szkód i błagam Cię ! Delikatnie.
- Spokojnie, poradzę sobie. W końcu mam 5 sióstr. - dziewczyna wyszła z sali, a ja zostałem z Rose. Szybko ją ubrałem i zacząłem opowiadać jej o przyjaciołach. W końcu do sali weszła Viv i mogliśmy wychodzić. Szybko wpakowaliśmy się w samochód i ruszyliśmy do domu.
- Emm Louis, mój dom jest w inną stronę.
- Wiem, ale teraz jedziemy do NASZEGO domu - wyolbrzymiłem słowo naszego, na co Vivianna zaczęła się śmiać.
- Czyżby to była ta niespodzianka ?
- Inaczej być nie może - włączyłem radio, akurat leciało One Way Or Another. Chciałem podgłośnić, ale moja kochana dziewczyna mi przeszkodziła.
- Obudzisz ją.
- Przepraszam - gdy dojechaliśmy na miejsce kazałem Viv zamknąć oczy - Dobra już możesz otworzyć.
- Co się tutaj stało ? Przecież tu nie było tego.
- A widzisz kiedy ty rozwijałaś swoją karierę ja razem z chłopakami z zespołu wyremontowaliśmy go i można mieszkać.
- Jesteś nie możliwy - dziewczyna podeszła do mnie i czule pocałowała - Kocham Cię.
- Ja Ciebie również i naszą małą marcheweczkę - zacząłem oprowadzać dziewczyny po domu.

*Oczami Vivianny*

Louis zrobił mi wielką niespodziankę. Zawsze wiedziałam, że jest pracowity, ale nie aż. Wchodząc dalej w głąb domu nie mogłam się nadziwić. Salon był w kolorach kawy przy oknie stał fortepian. Zaraz obok była kanapa. Kuchnia była otwarta na salon, można było z niej wyjść na ogród. W końcu przyszedł czas na naszą sypialnię. Nie była duża, taka jaka powinna być. Na koniec został pokój Rosallie, gdy tylko weszłam odebrało mi mowę. Ściany były w różowym kolorze, a meble białe. Łóżeczko stało koło okna, a po obu stronach szafa i komoda. Znając życie i Louisa już była masa ubranek.
- Jesteś stuknięty - zarzuciłam ręce na szyję szatyna i musnęłam usta chłopaka.
- Takiego mnie kochasz bejbe - zaśmiałam się i poszłam po nosidełko z dzieckiem. Delikatnie położyłam Rose w łóżeczku i przyglądałam się jej - Mam pomysł.
- Jaki znowu ? - z zamyśleń wyrwał mnie Lou.
- Pojedźmy do Doncaster.
- Kiedy ?
- Teraz, zaraz, dzisiaj. Zróbmy im niespodziankę.
- Nie wiem, zmęczona jestem.
- Prześpisz się w samochodzie. No proooszę - szatyn zrobił minę zbitego psa.
- Dobrze. Idę wziąć prysznic  a ty przebierz Rosallie - Louis pomyślał, by przywieźć wszystkie moje rzeczy już tutaj. Wzięłam ubrania i poszłam pod prysznic. Ubrałam się schludnie by zrobić jak najlepsze wrażenie na mamie Louisa. Gdy weszłam do pokoju małej Louis siedział na środku z Rosallie i butelką z mlekiem. Ten widok jednocześnie mnie rozbawił, ale nie mogłam od niego oderwać wzroku. Widać, że Louis umie zaopiekować się niemowlakiem, większe obawy miałam do siebie. Nigdy nie opiekowałam się małymi dziećmi i bałam się, że coś popsuję albo co najgorsze z mojego powodu coś stanie się Rose. Lou zauważył, że coś mnie trapi. Wstał, odłożył małą do kojca i bez słowa mnie przytulił.
- Co się dzieje ?
- Boję się. Cholernie boję się tego, że coś popsuję. Ty masz siostry, którymi musiałeś się opiekować, a ja ? Zawsze byłam sama.
- Ale teraz nie jesteś. Spakowałem już ubrania Rose, teraz kolej na nas - pokiwałam głową na znak zgody i poszliśmy do pokoju. Po godzinie mogliśmy już wyjeżdżać. Co chwilę patrzyłam na tylne siedzenia samochodu czy małej nic nie jest - Vivianna uspokój się. Nic się nie dzieje.
- No wiem - opadłam bezwładnie na fotel i wbiłam wzrok gdzieś w niebo. Nawet nie zauważyłam kiedy wjeżdżaliśmy do Doncaster. Podjechaliśmy pod skromny dom. Myślałam, że to będzie wielka willa z basenem i tancerzami pogo.
- Poczekaj tutaj, zaraz przyjdę po was - szatyn wysiadł z samochodu i pobiegł do drzwi. Otworzyła mu mała dziewczynka. Od razu rzuciła się na Louisa i wycałowała po wsze czasy. Lou nie przychodził przez dłuższy czas, aż w końcu zobaczyłam otwierające się drzwi z których wychodzi - Weź Rose, a ja wezmę torby.
- Kto to był ta dziewczynka co Ci otwierała ?
- To moja siostra Lottie - powiedział z uśmiechem. Weszliśmy do środka, było czuć zapach gotowanego obiadu - Chodźcie wszyscy, muszę kogoś wam przedstawić - wszyscy zebrali się w salonie.
- Umm... Dzień Dobry - powiedziałam nieśmiało. Wzrok domowników, najpierw spoczął na mnie, a później na śpiącą Rose.
- Kto to jest ? - spytała jedna z sióstr Lou.
- To jest Rosallie, od wczoraj jest z nami na świecie.
- Czyli, że... jest Twoje i... - zaczęła mama Lou - Czy ja mogłabym wziąć ją na ręce ? - uśmiechnęłam się i podałam jej małą.
- A ty kim jesteś ?
- Ja jestem Vivianna - uśmiechnęłam się do wszystkich. Dziewczynki zaczęły skakać z radości i przytuliły mnie.
- Ja jestem Lottie, a to jest Fizzy, Phoebe, Daisy i Georgia.
- Miło mi was poznać - uśmiechnęłam się do każdej. W końcu przyszedł czas na mamę Lou. Oddała Louisowi małą i także mnie przytuliła.
- Witaj w naszej rodzinie, jestem Jay.
- Cieszę się, że mogę panią poznać.
- Mówmy sobie po imieniu.
- Z przyjemnością.
- Na ile przyjechaliście ? - spytała kobieta. Tak samo jak ona byłam ciekawa.
- Na weekend, dziewczyny mają teraz promocję płyty i nie przyjechaliśmy na długo - w duchu odetchnęłam z ulgą. Weszliśmy do salonu i usiedliśmy wszyscy na kanapie. Fizzy i Lottie ciągle wypytywały mnie o dziewczyny i zespół. W końcu głos zabrała Jay.
- A Twoi rodzice gdzie pracują ? - zamurowało mnie. Spojrzałam błagalnym spojrzeniem na Louisa, by jakoś ominąć ten temat, ale na nic.
- Moi rodzice, tak rodzice no oni... ten... - zaczęłam się jąkać, w końcu wzięłam głęboki oddech i wydusiłam z siebie - Moi rodzice nie żyją od 11 lat.
- Ojejku przykro mi, a mogę wiedzieć co się stało ?
- Ktoś ich zamordował, ja spałam wtedy u przyjaciółki. Nie mogłam nic zrobić - spuściłam głowę i uroniłam jedną łzę.
- Współczuję.
- Nic się nie stało. Może los zgotował mi takie życie - reszta popołudnia minęła w bardzo wesołym nastroju. Louis wszystkich rozbawiał i nie było chwili bez pokładów śmiechu - Idziemy na spacer ?
- Jasne ! Chcecie iść z nami ?
- Niee, zostaniemy. Bawcie się dobrze - Louis poszedł do samochodu po wózek, a ja ubrałam Rose stosownie do pogody.
- Gotowe, możemy iść - włożyłam małą do wózka i wolnym krokiem poszliśmy do parku.
- Masz bardzo miłą rodzinę - stwierdziłam.
- Haha dzięki - nagle Louis stanął i patrzył się w jeden punkt - Hannah ?
- Ojejku Louieh ! Jak ja Cię dawno nie widziałam !
- No 3 lata będą - stałam jak ten słup i patrzyłam na tą słodką scenę. ' Aww so sweet ! Mogę już rzygać tęczą ? ' pomyślałam - Hannah to jest moja dziewczyna Vivianna - chlopak podszedł do mnie i dał całusa w kącik moich ust. Ha ! Mina jej zrzedła, 1:0 dla Vivki !
- Miło mi poznać - powiedziała blondynka i wyciągnęła dłoń w moją stronę.
- Taa mnie również - posałam jej sztuczny uśmiech i uścisnęłam rękę.
- A to kto ? Kolejna siostrzyczka Lou ?
- Nie, to akurat jest moje własne. Rosallie. - dziewczyna zaczęła słodzić jaka to Rose jest piękna itp. Na serio za chwilę rzygnę.
- Aww pamiętasz jak jeszcze byliśmy razem...
- Czekaj wy, byliście razem ? - przerwałam.
- No tak. Louis Ci nie wspominał ?
- Akurat chyba zapomniał - spojrzałam na mojego chłopaka.
- To może my już pójdziemy - szatyn złapał mnie za biodra i lekko popchnął do przodu.
- Miło było Cię znowu spotkać ! - gdy tylko Hannah odeszła odwróciłam się do Louisa z wzrokiem zabójcy.
- Wytłumaczysz mi to ?
- No co, byliśmy razem gdy byłem jeszcze w X-Factorze, ale nic mnie z nią już nie łączy przysięgam. Kocham tylko Ciebie i Rose - założył niesforny kosmyk moich włosów za ucho i czule pocałował. Nasze pocałunki przerodziły się w namiętny taniec, który tylko my znaliśmy. Piękną chwilę przerwał nam płacz Rose, więc wróciliśmy do domu. Z pomocą Jay umyliśmy Rosallie i położyłam ją w łóżeczku specjalnie przygotowanym dla niej. Sama poszłam przebrać się w piżamę, a zaraz po mnie Lou. Rozmawialiśmy jeszcze przez dłuższy czas. Rose spała nadzwyczaj spokojnie, ale nic nie wiadomo z małym dzieckiem. W końcu zmorzył nas sen i wtuleni w siebie zasnęliśmy.

____________________________
Dziękujemy wszystkim za wejścia na bloga ! xx
Jesteście wspaniali , na prawdę . 

CZYTASZ = KOMENTUJESZ . 

Czy Viv i Lou poradzą sobie z dzieckiem? 
A może Hannah namiesza w życiu młodych rodziców ? 

ODPOWIEDZI NA PYTANIA POJAWIĄ SIĘ W NAJBLIŻSZYCH ROZDZIAŁACH . - Ells xx 

9 komentarzy:

  1. Tia.. Ale extra!!!!! Mysle, ze Hannah nic im nie zrobi, a Vivi i Lou nie beda mieli problemow z mala ;) Napewno bedo mieli duza pomoc od przyjaciol :D Piszcie szybko next!!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Supeeer :D ten blog jest zajekurwiasty ! *_* rozdział też :) czekam na nn ! :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Podkładać ręczniki!, podkładać ręczniki! ponieważ zajebistość wylewa się z każdych możliwych otworów mojego laptopa!☺♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Ahh so sweet ! Wczoraj akurat się bawiłam z 4 miesięczną kuzynką i tak mi się od razu przypomniało jak zobaczyłam gifa z uśmiechniętym Louisem *_*

    A tak poza tym to wiesz, że kocham twój blog ?

    OdpowiedzUsuń
  5. Superrr, chociaż przez chwile myślałam, że Viviana umrze, ale naszczęście tak się nie stało ;* ;*.
    Dalejj... <3 xx.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo super blog. Myślę, że nie skończy się tylko na dziecku i rozwiniesz jeszcze dalej ten blog.Zapraszam także na mój blog. Dopiero się rozwija ale myślę, że będzie przyjemny do czytania.
    http://one-meeting-another-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń